SYRENY #zatrzymania


Zawsze mi się wydawało, że co jak co, ale wyobraźnię to mam całkiem niezłą. Kilka dni temu przemknęło mi nawet przez myśl, jak to będzie w Warszawie 1. sierpnia? Syreny. Hołd bohaterom. I cokolwiek byście myśleli o powstaniu warszawskim (ja mam zawsze problem z historyczną oceną wydarzenia), głos syren 1 sierpnia jest dla mnie ważny. Mówi o odrodzeniu się mojego miasta. Przypomina o tych, którzy wierzyli i podjęli tę walkę. Przypomina o "strzelaniu do wroga z brylantów". Jednak przede wszystkim to głos NIGDY WIĘCEJ. I chociaż trudno mi sobie wyobrazić stolicę bez tej chwili zatrzymania na pamiątkę Godziny W, pomyślałam, że w tym roku syreny powinny milczeć.


Tak daleko moja wyobraźnia jednak nie sięgnęła... Dziś czytam wpis Mariusza Kamińskiego "Jutro o godz. 8:41, w hołdzie Ofiarom Katastrofy Smoleńskiej, zawyją syreny alarmowe we wszystkich województwach w całym kraju. Pamiętamy o tych, którzy 12 lat temu chcąc upamiętnić poległych w Katyniu, sami zapłacili najwyższą cenę. Cześć Ich pamięci!" ŻE CO??? I nie pocieszają nawet informacje, że wielu włodarzy miast odmówiło włączenia syren. One i tak zawyją. Bo wielu zrealizuje "genialny pomysł" swojej partii, bo cała ta pojebana sytuacja została pięknie przykryta hasłem "ćwiczenia". Na stronach Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego można przeczytać: "W ramach treningów i ćwiczeń dotyczących systemów alarmowania, celem jednoczesnego upamiętnienia 12. rocznicy Katastrofy Smoleńskiej, uruchomiony zostanie trzyminutowy ciągły dźwięk syren sygnalizujący ogłoszenie alarmu". Nie znam się na tym, ale podejrzewam, że odmowa włączenia syren w ramach ćwiczeń, w sytuacji, gdy tuż za granicą lecą bomby, może podlegać karze. I znów stawia się samorządowców pod ścianą, by rozgrywać żenujące gierki polityczne. Znów stawia się ludzi w sytuacji tragicznej - włączyć te pieprzone syreny, barbarzyńsko, bez empatii i napompować i tak już wielką bańkę strachu (nie tylko wśród uchodźców, choć ich to dotknie najmocniej). A może nie włączyć, nie wykonać odgórnego polecenia pt. ćwiczenia bezpieczeństwa i dać pożywkę przedwyborczej propagandzie? I choć wybór z ludzkiego punktu widzenia może się wydawać prosty, może być bardzo kosztowny w szerszej perspektywie.

Specjalnie nie piszę tutaj o traumie uchodźców. Jest dla mnie oczywiste, że ludzie, którzy doświadczyli sytuacji wojennej nie powinni być narażani na taki stres. Pomysł włączenia alarmów jest po prostu barbarzyński. A ten, kto na to wpadł, nie różni się niczym od oprawców z Irpienia czy Buczy.

Widzę tu jednak jeszcze inną perspektywę. I wydaje mi się, że to właśnie o nią chodzi. Ta pozornie błaha sprawa, włączenia lub niewłączenia syren, ubrania tego w mit Smoleńska, kontekst wojny, brak poczucia bezpieczeństwa to doskonała pożywka, by jeszcze bardziej spolaryzować społeczeństwo. Strach to ogromna broń w rękach polityków. Wszystkie systemy totalitarne na nim wyrosły i nim się żywią. Jesteśmy zajęci i przerażeni tym, co dzieje się na Ukrainie. Boimy się, by wojna nie weszła do naszych domów. Dźwięk syren budzi dodatkowy niepokój. I chociaż wiemy, że to zaplanowane, że to "ćwiczenia" / rocznica, nie wierzę, że nie pojawi się w nas podświadomy lęk.

Nie przeżyłam wojny. Moi dziadkowie prawie nie opowiadali o tym czasie. A jednak od zawsze są dźwięki, które wywołują u mnie zimny dreszcz na plecach. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło. Owszem, oglądałam w swoim życiu sporo wojennych filmów, ale nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek przed ekranem miała tego typu odczucia. Jednak, gdy słyszę nisko przelatujące samoloty, zawsze mam taką chwilę zatrzymania/ nasłuchiwania, czy nie pojawią się wybuchy. Nie dla mnie pokazy lotnicze. Podobnie mam z syrenami. I nie muszą to być miejskie syreny alarmowe, które słyszę każdego roku na pamiątkę godziny W. Wystarczy alarm z położonej nieopodal jednostki straży pożarnej. Zawsze jest moment zamrożenia. Oczekiwania. Lęk. A przecież nie znam wojny.

Komentarze

Popularne posty