NIE ROZUMIEM #zatrzymania

 

Nigdy nie rozumiałam wojny. Mój mały rozumek nie mógł pojąć, jak człowiek człowiekowi może sprawiać tyle cierpienia? Jak można nie ulitować się nad przerażeniem zwierząt? Jak można obracać w pył bezcenne skarby kultury?
Jako dziecko mieszkałam na warszawskiej Pradze i ...nie rozumiałam.
Mieliśmy po 5 - 6 lat, gdy razem z moim pierwszym przyjacielem oglądaliśmy "Czterech pancernych". Konrad fascynował się filmem i twierdził, że gdy dorośnie, zostanie Jankiem Kosem i pójdzie na wojnę. W tym miejscu następowały zazwyczaj pełne nadziei prośby do sił wyższych, by jakaś wojna do tego czasu wybuchła. Nie wiem, czy Konrad został Jankiem i czy właśnie w tej chwili zapisuje się do oddziałów cudzoziemskich. Pamiętam natomiast, co wtedy myślałam. Dlaczego oni (czyt. strony konfliktu) po prostu nie wyjdą z tych okopów? Dlaczego sobie wzajemnie nie powiedzą, że mogą przyjeżdżać do swoich krajów? Dlaczego słuchają rozkazów złych ludzi.
Moi koledzy z podwórka krzyczeli do siebie Саша, стреляй во врагов, a potem podnosili na wysokość oka patyki i wydawali z siebie onomatopeję traaa ta ta taaa... Koleżanki biegały pochylone pod ścianami budynków i wydawały z siebie rozmaite świsty i bumy imitujące wybuchy i owijały liśćmi różne części ciała геро́ев trafionych jakimś "traaaaa..." Nie rozumiałam.
Gdy byłam w szkole średniej uczyłam się rosyjskiego. Mimo, że mieliśmy obowiązkowo pусский язык w szkole podstawowej, nauka w LO sprawiała nam sporo kłopotów. Miałam korepetycje. Pewnego dnia pani Lidia przyszła do mnie na lekcję. Na biurku leżał "Pan Tadeusz". Tego dnia nie było korków. Nauczycielce z oczu popłynęły łzy. Wtedy poznałam jej historię. Historię młodej dziewczyny wywiezionej na Syberię. Historię głodu i upodlenia nie do opisania. Historię o nauce mimo śmiertelnego wycieńczenia. Historię nadziei zamkniętej na kartach pewnej książki, ratowanej z narażeniem życia. Historię powrotu do Polski na piechotę. Pani Lidia była jedną z najlepiej wykształconych i mądrych osób, jakie w życiu spotkałam. Tamtego dnia dała mi najważniejszą lekcję. Ale wojny nadal nie rozumiałam.
W liceum przyjechała do mnie Julia, Niemka z Darmstadt. W tygodniu byłyśmy na zajęciach organizowanych w szkole, a weekend moja rodzina miała Julii zaplanować. Zapytałam, co chciałaby zwiedzić/ zobaczyć w Polsce. Bez chwili zastanowienia odpowiedziała - Auschwitz. Pojechaliśmy. Julia zadawała dużo pytań, weryfikowała informacje zdobyte w szkole i artykuły, które czytała. Chciała zrozumieć. Nie rozumiałyśmy obie. Wtedy obiecałyśmy sobie, że zrobimy co w naszej mocy, by coś takiego nigdy się nie powtórzyło. Po kilku latach kontakt nam się urwał, ale wiem, że Julia wstąpiła w szeregi obrony cywilnej. Ja zaczęłam uczyć.
Z klasami gimnazjum z uporem maniaka oglądałam "Listę Schindlera". Był czas, że mogłam w nocy o północy wyrecytować kolejność scen. Na przykładzie holocaustu uczyłam o człowieku, walczyłam ze stereotypami, pokazywałam do czego mogą doprowadzić słowa i nienawiść. Dużo rozmawialiśmy o inności kulturowej, o tym, że film jest o naszych sąsiadach, o ludziach, którzy żyli obok nas. Badaliśmy lokalną historię i okazywało się, że niektórzy uczniowie mieszkają w "pożydowskich" domach, że codziennie przechodzą przez miejscowe getto, że za zniszczonym murem z czerwonej cegły kiedyś był cmentarz pełen macew. Interpretowaliśmy słowa Talmudu: „Jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat." Wielokrotnie słyszałam od koleżanek, że to nie ma sensu, że film jest za trudny. Rodzice zaścielali biurko dyrektora skargami. A my oglądaliśmy i próbowaliśmy odpowiedzieć na wiele pytań. Nadal nie rozumiałam wojny..
W czwartek wybuchła wojna. Sparaliżowało mnie. To nie był strach. Raczej świadomość, jaką pojemność ma 5 głosek. Mogłabym tu napisać elaboraty o odniesieniach historycznych, o geopolityce, o ekstremizmie i manipulacji. Wiem, co dzieje się w głowie takich putinów oraz czym jest "odwrócona moralność". A jednak nie rozumiem.
Staram się czytać o tym, co się dzieje z wiarygodnych źródeł. Na stronie PAP-u wybieram informacje, pozbawione komentarzy. Wyłuskuję fakty. Widzę, jak media grają na naszych emocjach.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie. Dlatego chcę być tu i teraz, patrzeć na dobro. Jestem wzruszona postawą prezydenta Ukrainy, odwagą mieszkańców, reakcją polityków wolnego świata i zwykłych ludzi. W życiu nie doświadczyłam w naszym świecie takiej ilości dobra i jedności. To precedens historyczny. Czuję dumę ze swojego narodu. Mogliśmy przecież wyciągnąć całą artylerię historycznych wydarzeń i dać upust swojej "polaczkowatości". Mogliśmy, ale przez 30 lat odrabialiśmy lekcję pt. WOŚP - pomocy ponad podziałami. Jednak "historia magistra vitae". Nagle staliśmy się mieszkańcami świata, który postawił człowieka ponad własnymi interesami. Izolacja Rosji dotyka obie strony. Wszyscy tracą, mimo to mówią jednym głosem. To wzruszające, gdy czyta się o tym, jak zwiększa się liczba krajów, organizacji, celebrytów, którzy często tylko symbolicznymi gestami mówią "nie zgadzam się". Oczywiste, że każdy patrzy na drugie dno. Pewnie myśli i widzi swój interes w osłabieniu Rosji. Z drugiej strony nikt tak do końca nie wie, jak mocno dostaniemy rykoszetem sankcji. Nie przewidzimy, czy psychopata naciśnie guziczek czy nie. Mimo to ludzie ryzykują. W imię wartości, jakimi są człowiek, pokój i wolność.
Nadal nie rozumiem wojny. Może nie da się zrozumieć? A może odpowiedź na pytanie o sens wojen jest banalnie prosta? Może to właśnie wojny pozwalają nam zrozumieć, czym jest człowieczeństwo?

Komentarze

Popularne posty