Problem z Maryjką. #zatrzymania






Nadchodzi chłodny wiosenny wieczór, zupełnie nieprzywodzący na myśl wiosny. Wracam do domu z kolejnej wizyty lekarskiej. Skręcam w niewielką uliczkę między blokami. Z daleka dostrzegam sporą grupę ludzi. Stoją w kręgu na trawniku, tuż obok dużego drzewa. "Pewnie coś się stało" - myślę - "Jakiś wypadek?". Już, już mam podejść, gdy docierają do mnie śpiewne głosy i słowa:
"Wieżo Dawidowa, módl się za nami.
Wieżo z kości słoniowej, módl się za nami.
Domie złoty, módl się za nami.
Arko przymierza...."
No przecież. Maj - sezon na Litanię loretańską. Mijam ludzi skupionych wokół małej, nadrzewnej kapliczki. Z lekkim zdziwieniem stwierdzam, że wśród zebranych są licealistki, matka z dziećmi, kilku młodych mężczyzn...Z nostalgią myślę o moich babciach, od których dowiedziałam się, co to za tradycja. W zamyśleniu prawie zderzam się z młodą kobietą. 
- Podpisze pani petycję? - pyta dziewczyna - Zbieramy podpisy w obronie autorki obrazu Matki Boskiej z tęczową aureolą.
- Nie, nie podpiszę.
* * *
Kiedy zobaczyłam grafikę w internecie, coś we mnie zazgrzytało. To było dość dziwne... Przecież nie pochwalam działań kościoła katolickiego i mam wśród znajomych wielu fantastycznych ludzi o innej orientacji seksualnej. Wolność jest dla mnie wartością kluczową i nie podoba mi się sposób działania policji w tym przypadku. Obrzydzeniem napawa mnie też propaganda nienawiści kierowana w stronę osób spod znaku LGBT (TVP nazwało ich bolszewicką zarazą wtf?) Mimo to nie godzę się na Madonnę z tęczową aureolą. Dlaczego? Wydaje mi się, że przekroczyliśmy granicę, której nikomu przekraczać nie wolno. Granicę szacunku i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Zachowaliśmy się dokładnie tak samo, jak nasi adwersarze, którym zarzucamy pogardę, ograniczanie praw czy też szkaradną propagandę wobec osób LGBT. W imię czego właściwie? W imię walki z instytucją kościoła? W imię tolerancji? W imię rozgrywki politycznej? Niezależnie, jaki był cel, ktoś tu nie pomyślał, że narusza prawa innej społeczności, wykazuje się brakiem tolerancji, naraża przypadkowych obserwatorów na coś, czego nie chcą oglądać, bo kłóci się to z ich religią. Tworzy się coś, co nikomu nie służy - ani tym spod znaku tęczy, ani tym spod znaku Maryi. Tworzy kolejne podziały i umacnia przekonanie, że ci, którzy chcą społecznej akceptacji nie akceptują wartości drugiej strony. W wierze katolickiej nie ma swobodnej interpretacji Biblii. Wyznawcy tej religii mają obowiązek dostosować się do wykładni Kościoła, przyjąć dogmaty ustalone przez sobory. Jeśli ktoś nazywa się katolikiem, to znaczy, że się z tymi naukami zgadza i podpisuje pod nimi. A stanowisko kościoła katolickiego w kwestii LGBT jest jednoznaczne - związki fizyczne osób jednopłciowych są grzechem. Owszem, osobom LGBT jako "dzieciom Bożym" należy się szacunek, ale jednoznacznie nie ma zgody na taki model życia. Rachunek jest prosty - żyj sobie jak chcesz, ale poza wspólnotą kościoła katolickiego. Patrząc na to z perspektywy katolika, dla którego wizerunek MB Częstochowskiej jest obrazem szczególnie ważnym, ta grafika to profanacja. To połączenie sacrum z embematem, którym posługują się "grzesznicy" (czytaj: świadomie i dobrowolnie postępujący sprzecznie z nakazami Boga, czyli wg. katolicyzmu - także Kościoła). I żadne tłumaczenie, że tęcza jest od dawna obecna na świętych obrazach tu nie pomoże. Znak LGBT jest na tyle charakterystyczny, że nie da się go pomylić z symboliką biblijną. Tęcza nie obraża. Żadna, ani LGBT, ani starotestamentowa. Nie znaczy to jednak, że można ją dowolnie zestawiać, nie mając na uwadze uczuć innych ludzi. 
Pewnego dnia stwierdziłam, że nie jestem w stanie dłużej podpisywać się pod nauką kościoła, że moje rozumienie wolnej woli nie mieści się w ścianach tej instytucji. Wystąpiłam z kościoła. Nie pasuje mi feudalny i patriarchalny format tego wyznania. Nie godzę się na obłudę. Twierdzę, że religia powinna trzymać się z daleka od polityki i biznesu. Ale mam też świadomość, że ten kościół to też wspaniali ludzie: ksiądz-nauczyciel religii w LO, mądrzy księża prowadzący ośrodek dla trudnej młodzieży, misjonarze, mój ś.p. dziadek, życzliwi sąsiedzi, przyjaciele. Szanuję ich religię i to, że stosują w swoim życiu nauki kościoła katolickiego, chociaż mnie one nie pasują i nie podoba mi się działalność tej instytucji. Szanuję ważne dla nich symbole. Szanuję inny zestaw wartości i ich interpretację świata. Szkoda, że walcząc o ważne dla nas sprawy, zapominamy, że inni też mają prawo do swoich ważności, bo przecież "wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka".
***
PS.

Zmiana nauki Kościoła postępuje. Jak każda zmiana - wolno i z oporami. Dlatego właśnie trzeba robić wszystko, aby wspierać tę zmianę, aby łączyć ludzi. Trzeba pokazywać im, że zmiana nie jest zamachem na ich wartości, ale właśnie z tych wartości wynika.
Katecheza papieża

Komentarze

  1. Myślę, że absolutnie nie ma sensu stawiać sprawy w ten sposób. Jakikolwiek nie był by obrazek z Maryjką, to tylko obrazek z Maryjką. Bardzo nie chcę żyć w rzeczywistości, gdzie można zostać aresztowanym za posiadanie obrazka. Jakiegokolwiek obrazka. Jak bardzo obrazoburczy by nie był, w sztuce pozwalano już na więcej i cenzura nie niesie ze sobą nic dobrego. Szczególnie cenzura wchodząca nam do domów. Naprawdę, komu robi krzywdę wiszący w czyimś pokoju obrazek?
    Ponadto cała ta sprawa z Maryjką jest chyba zupełnie innej natury. Jest kwestią zastraszenia wrogiej opcji politycznej, ta Pani nie była anonimowa, zawiniła byciem aktywistką po przeciwnej rządowi stronie barykady. Myślę, że w kwestii zastraszania opozycji obrazki z Maryjkami to tylko idiotyczny pretekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten głos. Zapraszam do przeczytania drugiego tekstu o Maryjce, gdzie chyba dokładniej udało mi się wyjaśnić, dlaczego, z całym moim umiłowaniem wolności, coś mi tu nie pasuje. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miło mi będzie, jeśli podzielisz się swoją opinią.

Popularne posty